15 sierpnia 2019 roku pod Moskwą wydarzył się cud. Ogromny pasażerski odrzutowiec Airbus 321 z bakami pełnymi paliwa wkrótce po starcie musiał lądować w polu kukurydzy, ponieważ zderzył się ze stadem mew, co spowodowało wyłączenie się obu silników. Na pokładzie było 226 pasażerów i siedmioro członków załogi. Nie licząc drobnych obrażeń – nikt nie ucierpiał. Maszynie nic się nie stało. Wyczynu dokonali dwaj młodzi piloci: Damir Jusupow (41) i Gieorgij Murzin (23!). Prezydent Władimir Putin nadał obu lotnikom najwyższe cywilne odznaczenie: tytuł Bohatera Rosji.
Dziesięć lat wcześniej podobnego cudu dokonał kapitan Chesley Sullenberger (58), wodując swoim Airbusem A320 w środku Nowego Jorku na rzece Hudson:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Chesley_Sullenberger
w niemal identycznych „ptasich” okolicznościach. Jeśli dobrze słyszałem, nie dostał on żadnego państwowego odznaczenia.
Trudno mi – laikowi – ocenić, który cud był większy. Na oko wydaje mi się, że rosyjski, bo pole kukurydzy jest bardziej zaczepialskie i nierówne niż gładka powierzchnia wody, mimo że obie maszyny siadały bez podwozia.
Ale jedna różnica jest bezdyskusyjna: niezwykły sukces amerykańskiego kapitana przez pierwsze kilka dni fetowały i analizowały – najsłuszniej – wszystkie media świata. Powstał film Sully z Tomym Hanksem w roli głównej. Nazwisko Sullenbergera zna encyklopedycznie każdy pilot i każdy kadet.
A co z cudem rosyjskim? Dziś mija czwarta doba… Ja akurat dzięki miłym moskiewskim znajomym wiem swoje:
https://ria.ru/20190816/1557574427.html,
ale polskich czytelników odsyłam do portali „Gazety Wyborczej” i „Rzepy”, do Onetu, Interii i Wirtualnej Polski…
Absolutna cisza. Cudu pod Moskwą nie było, nie ma i nie będzie. Ruskiego kulawego lotnictwa promować nie będziemy!