Dla mnie – wstrząs.
Jedyny ze znanych mi dziennikarzy, który został zamordowany.
Pierwszy raz ujrzałem go na parterze GUS, chyba równo 31 lat temu. Szykowały się obrady Okrągłego Stołu. a Krzysztof miał na piersi dużą demonstracyjną plakietkę niezrelegalizowanej wówczas „Solidarności”. Takim go zapamiętałem.
Potem spotykaliśmy się w pomieszczeniach remotowanego żłobka przy Iwickiej, gdzie mieściła się pierwsza redakcja nowo powstałej „Gazety Wyborczej”, a potem, w późniejszych latach dziewięćdziesiątych, w różnych instytucjach na konferencjach prasowych. Był bardzo sprawny, wystukiwał on-line sprawozdania na laptopie. Był też bardzo młody.
Niepojęta tragedia.